Podlasie – wspomnienia z dalekiej Polski
W pracy towarzyszy mi łoś, dokładniej jego mała podobizna wisząca vis-à-vis mojego biurka. Obrazek kupiłam w Białowieży. Długo zastanawiałam się co wybrać, łosia czy żubra, ciężki wybór. Ostatecznie wygrał łoś, bo to jego wyglądałam przez te kilka dni urlopu. Z Podlasia przywiozłam sobie też książkę Podlaska mozaika. Reportaże z raju – krainy błota i mgły, lekturę, która usystematyzowałaby to, co zobaczyłam, co było dla mnie raczej nowe, mimo iż polskie. Urlop trwał niecały tydzień, niby mało, a jednak wystarczająco. To wystarczyło, by przyjrzeć się kulturze, poznać skrawki historii, by skosztować czegoś dobrego, by dokonać kilku odkryć na tej usłanej cerkwiami i przydrożnymi krzyżami ziemi. Co to były za odkrycia? Wieloaspektowe. O kilku sobie dziś opowiemy.
Kolorowe cerkwie, niebieskie, zielone, białe, cerkwie w każdej mieścinie. W jednej z nich, położonej na szlaku „Krainy Otwartych Okiennic” udało nam się trafić na batiuszkę, czyli kapłana, który ochoczo opowiedział nam o tym, na co w cerkwi należy zwrócić szczególną uwagę i gdzie pod żadnym pozorem nie wchodzić. Myśląc o podlaskim prawosławiu, myślę głównie o trzech miejscach rozsianych na mapie regionu. Pierwszym z nich jest Święta Góra Grabarka, którą odwiedziliśmy tuż po przekroczeniu Bugu. Polscy katolicy mają swoją Jasną Górę, a prawosławni – Grabarkę. Na jednym i drugim wzniesieniu widnieje obraz Matki, z tym że na Podlasiu stosunkowo od niedawna. Iwierska Ikona Matki Bożej, napisana na Świętej Górze Atos, w cerkwi Przemienienia Pańskiego jest od 2000 roku. Nie ikona ta jednak jest tym co charakterystyczne dla tego miejsca. Pierwsze, co widzimy spoglądając w stronę Grabarki, to krzyże, las tysięcy różnorodnych krzyży. Pielgrzymi miejsce to nawiedzają od 1710 r. Wtedy to ratunek od szerzącej się na Podlasiu cholery znalazło ok. 10 tys. osób. Byli pierwszymi, którzy na Grabarce wbili krzyże, tym samym wytyczając szlak wielowiekowej tradycji kultywowanej także i dzisiaj. U podnóża wzniesienia znajduje się źródełko, którego to „moc” (obok modlitwy) w XVIII w. ocaliła ludzi przed cholerą. Ludzie, których widzieliśmy z butelkami wypełnionymi po brzegi tamtejszą wodą, jedynie potwierdzili spisane o tym miejscu wzmianki – woda z podnóża Świętej Góry Grabarki także i dzisiaj ma dla pielgrzymów szczególne „lecznicze” znaczenie.
Z Grabarki przenieśmy się do Supraśla, a dokładnie do tamtejszego Monasteru Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy. Uroczy Supraśl był miejscem kręcenia serii „U Pana Boga za piecem”. Poza tym faktem, kilkoma wyśmienitymi zabytkami i pysznymi lodami to monaster, czyli zakon prawosławny, jest punktem, do którego bardzo chętnie zjeżdżają urlopowicze. Nam bez problemu udało się załapać na zwiedzanie grupowe dwóch cerkwi położonych na jego terenie. Oprowadzał nas jeden z braci. Liczne pytania ze strony przybyłych tylko zachęcały go do snucia kolejnych punktów niesamowitej historii tego miejsca. Wspomnę jedynie, że w XVI w. monaster supraski pod względem znaczenia był drugim ośrodkiem monastycznym prawosławia na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Kiedy mowa o monasterze, nie sposób nie wspomnieć też o jedynej w Polsce pustelni dla prawosławnych mnichów czyli skicie św. Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich w Odrynkach. Powstały w 2009 roku skit znajduje się na wysepce położonej na rozlewiskach Narwii. Pierwszym jego mieszkańcem był nieżyjący już dziś ojciec Gabriel. O pustelni, jak i o samym prawosławiu, podczas przechadzki opowiedział nam jeden z tamtejszych braci. W szybkim czasie uzbierała się spora grupa słuchaczy, w dużej mierze ze Śląska. I w tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Jedna wiara, jedna doktryna, a tak różne spojrzenie na chrześcijaństwo. Bo to co w Supraślu wybrzmiało najbardziej, to to co chrześcijan łączy, w Odrynkach zaś akcent położony został na spore międzywyznaniowe różnice… Co do jednego wątpliwości nie mam, prawosławie to bardzo złożony temat.
Prawosławie to jeden fundament życia na Podlasiu, drugim niewątpliwie jest wiara katolicka. Przed naszą pierwszą wizytą w Białymstoku postanowiliśmy wybrać się do Sokółki, gdzie w 2008 roku w kościele św. Antoniego Padewskiego doszło do cudu eucharystycznego. Sokółka leży na trasie DK19, zaledwie 19 km od granicy polsko-białoruskiej. Nie może dziwić więc, że wschodni akcent mieszkańców tego miasta wpada przyjezdnym w ucho. Sanktuarium Najświętszego Sakramentu zlokalizowane jest w centrum, tuż przy głównej drodze. Świątynia, położona na lekkim wzniesieniu, jest jasna, z zewnątrz wygląda stosunkowo skromnie, pięknym akcentem, który rzuca się w oczy, jest duży obraz Matki Bożej Ostrobramskiej zlokalizowany nad głównym wejściem do kościoła. Kustodium z cząstką Ciała Pańskiego znajduje się w ołtarzu bocznym, po lewej stronie świątyni. My Sokółkę odwiedziliśmy poniedziałkowym rankiem, w kościele było zaledwie kilka osób. Na spokojnie mogliśmy się pomodlić i przyjrzeć hostii, na której wyraźnie rysowała się ciemniejsza plamka krwi.
Początki Sokółki sięgają XV w., wtedy to była wsią królewską, w której hodowano… sokoły. W czasach PRL-u była ważnym ośrodkiem przemysłowym. Dzisiaj zjeżdżają do niej okoliczni mieszkańcy na większe zakupy oraz pielgrzymi. Nas urzekła czystością, zadbaniem o detale. Naszą szczególną uwagę zaś przyciągnęły barwne przystanki upiększone kwiatami.
Na koniec dzisiejszej wędrówki pozostawmy to, co nam w dużej mierze znane, i przenieśmy się w sferę kulturową już nie tak oczywistą w Polsce. Przenieśmy się do tatarskiej wsi Kruszyniany. Wieś ta została założona w XVII w., kiedy Jan III Sobieski przekazał te ziemie Tatarom w podzięce za służbę w polskiej armii. Dziś z założonych wtedy wsi pozostały tylko dwie – Kruszyniany i Bohoniki. W Kruszynianach, na terenie których dalej żyją rodziny tatarskie, znajduje się ponad 300-letni meczet, choć kształtem przypomina on raczej cerkiew niż świątynię islamu. Jak nam wyjaśniono – tak to jest jak w państwie brak specjalistów od stawiania meczetów, zaś tych od cerkwi całkiem sporo. Do meczetu w sezonie wiosenno-letnio-jesiennym można wejść bez problemu, wejściówka to koszt 10 zł. Przewodnikiem i opiekunem tego miejsca jest Dżemil. W pół godziny, w bardzo ekspresyjny i ciekawy sposób dowiedzieliśmy się o życiu Tatarów w Polsce, o ich wierze, kulturze i aktualnej sytuacji więcej niż przez całe nasze życie. Nieopodal meczetu znajduje się mizar, czyli cmentarz muzułmański. Miejsce to jest otwarte dla każdego. Można podejść, zobaczyć te niecodzienne dla nas nagrobki, nad którymi zamiast krzyża górują gwiazda i półksiężyc. W Kruszynianach można nie tylko posłuchać o Tatarach i porozmawiać z nimi, można też zobaczyć pokazową jurtę, tradycyjne schronienie tatarów stepowych, oraz skosztować wyśmienitej tatarskiej kuchni. Zdradzę tylko, że ja, jako mięsożerca, pokusiłam się na kryszonkę, czyli jedno z najstarszych tatarskich dań. Główne jej składniki to wołowina, warzywa i przyprawy. Ta kaloryczna potrawa przez wieki miała zapewniać ludziom siłę w podróży i dodawać energii w walkach.
Tyle na teraz, jednak to nie wszystko. W październikowym „Znaku Krzyża” opowiemy sobie o jeszcze jednym wyznaniu, które przez lata współtworzyło wieloetniczną kulturę Podlasia. Opowiemy sobie o pięknie tamtejszej natury oraz trochę o stolicy regionu – Białymstoku… To jeszcze przed nami, a na razie życzę wam udanej niedzieli!
Dominika Rusin