Montecristi, nadmorska przystań Przenajświętszej
Wchodzimy w marzec. Trochę się pewnie w tej naszej pogodzie jeszcze namiesza, zanim wiosna zakwitnie na dobre. W ostatnich dniach, pierwszy raz w polskich serwisach, usłyszałam o fenomenie el niño. To zjawisko (…), polegające na utrzymywaniu się ponadprzeciętnie wysokiej temperatury na powierzchni wody w strefie równikowej Pacyfiku… Tak podaje Wikipedia, i to w żadnym razie nie odbiega od informacji, którymi Ekwadorczycy są bombardowani od połowy ubiegłego roku. Do zapowiadanych ulewnych deszczy, powodzi i ultra wysokich temperatur, które niesie ze sobą opisany fenomen, w międzyczasie doszedł też wewnętrzny konflikt, walka z narkohandlarzami. Sytuacja dość skomplikowana, a przecież żyć jakoś trzeba. No to w kim szukać oparcia? Z politykami bywa różnie, więc jak trwoga to do Boga, no i do Jego ukochanej matki. Miejsc specjalnego kultu w Ekwadorze wiele. O jednym z nich, sanktuarium Virgen del Rosario z Baños de Santa Agua, wspominałam miesiąc temu. Tym razem zapraszam do słonecznego Montecristi, znajdującego się na ekwadorskiej coście. Opowiemy sobie o patronce manabitas, o wielkim Ekwadorczyku i o kapeluszach, które ponoć wywodzą się z Panamy.
Załóżmy, że jesteśmy w Portoviejo, stolicy regionu Manabi. Plan na dziś? Kupienie pamiątek dla przyjaciół z Polski. No to jedziemy. Kierunek Montecristi. Vuelta larga co 15 minut odjeżdża z przystanku zlokalizowanego tuż przy głównym dworcu autobusowym. Za 1,30 $ i 40 minut jesteśmy na miejscu. Autobus zatrzymuje się przy głównej drodze, a my zanurzamy się w świat sprzedających i kupujących. Generalnie jest głośno. Przechodzimy na drugą stronę przelotówki i wchodzimy w jedną z wielu uliczek. Będziemy się musieli trochę napocić. Słońce żarzy. Uliczka, którą wybraliśmy, pnie się ku górze. Z obu stron uśmiechają się do nas sklepikarze oferujący ekwadorskie rękodzieło – od obrazów, przez hamaki, po meble… Kupujemy, co nam się podoba, ale jeszcze nie wracamy. Wspinamy się dalej. Na końcu uliczki znajduje się ryneczek i kościółek. Jeszcze kilka schodów i jesteśmy we wnętrzu bazyliki mniejszej Matki Bożej z Monserrat.
Biała, 66-metrowa wieża kościoła wzniesionego na wzgórzu już z oddali rzuca się w oczy każdemu, kto drogą przelotową zmierza w stronę miasta. Bazylika powstała w latach 1959-1962, za jugosłowiańskiego proboszcza Emila Palcica. Charakter budowli jest całkiem odmienny od tego, jaki prezentuje sanktuarium w Baños. Zbudowana jest w stylu europejskim, z wpływami baroku oraz gotyku. Z zewnątrz kościół jest biały, wnętrze zaś to kombinacja bieli i brązów, przy czym to ten pierwszy z kolorów wychodzi na prowadzenie. Świątynia jest jasna, pełna prostoty. Wchodząc do jej wnętrza, od razu spostrzegamy figurę Matki Bożej stojącą nad ołtarzem. Wszystko, co ją otacza, malowidła, witraże, pozostałe figury, zdają się jedynie podkreślać znaczenie gospodyni tego miejsca. Nie ma ich za wiele. Costa jest generalnie głośniejsza niż sierra, szczególnie w miastach okalanych unoszącym się wszędobylskim kurzem, zwłaszcza w sezonie suchym. Ten kościół daje dogłębne wytchnienie, od potu, biedy, problemów codzienności, daje wytchnienie duchowe i fizyczne.
Przywiezienie figury Virgen de Monserrat w te strony szacuje się na rok 1540. Była ona darem cesarza Karola V, jedną z kilku figur wysłanych w rejony dzisiejszego Ekwadoru na znak krzewienia chrześcijaństwa. Legenda głosi, że pierwotnie do Ekwadoru miała trafić figura Virgen de Santa Rosa, a figura Virgen de Monserrat powinna była popłynąć do Limy (Peru). Ojciec Bernardo Recio w swoim dziele pisał o tym, jako że obie figury przypłynęły na jednym statku. Virgen de Santa Rosa pozostała w Montecristi, a Virgen de Monserrat wyruszyła w dalszą podróż do Limy. Po całym dniu żeglugi okazało się jednak, że statek przybił ponownie do brzegów Manty, ekwadorskiego portu. Sytuacja powtarzała się przez kilka dni, aż w końcu postanowiono pozostawić figurę Virgen de Monserrat w Mancie, by można ją było przewieźć do pobliskiego Montecristi. Tak niewyjaśnione koło żeglugi zakończyło swoją odyseję, a statek ruszył w drogę do Peru bez dodatkowych przeszkód.
Bazylika jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w prowincji Manabi. Odpust parafialny, fiesta patronal, przypada na 21 listopada i wtedy to największa liczba wiernych nawiedza świątynię. Huczne obchody zaczynają się już tydzień naprzód. Ludzie pielgrzymują w sposób zmotoryzowany, ale i o własnych nogach. Pielgrzymka z Portoviejo (dystans 25 km) przemieszcza się nocą, tak by dotrzeć nazajutrz do kościoła. Generalnie jest wtedy chłodniej. I choć pieszych pielgrzymów nie ma tylu co podczas polskich pielgrzymek, to jak dla mnie już samo to, że ktoś pielgrzymuje pieszo przez via Portoviejo-Manta, i to jeszcze nocą, robi spore wrażenie. Do super bezpiecznych droga ta nie należy. Jedna z pań opowiadała mi o trasie, którą pokonała ponad 30 lat temu. Jej mały synek chorował, czasem po prostu się dusił i lekarze nie wiedzieli, co na to poradzić. Po pielgrzymce objawy całkowicie ustąpiły. Później okazało się, że seniora Katy pod sercem do Najświętszej Panienki niosła już drugiego syna, Daniela.
Poza duchowym przewodnikiem Montecristi ma też reprezentanta o charakterze narodowym. W miasteczku, w roku 1842, urodził się Eloy Alfaro, ekwadorski generał, polityk i dwukrotny prezydent kraju. W skrócie Alfaro był przywódcą liberalnego stronnictwa w ekwadorskiej wojnie domowej. Po objęciu władzy ustanowił rozdział państwa od Kościoła, zakładał szkoły świeckie, wprowadził śluby cywilne, wykonał też pewne gesty w kierunku ekwadorskich Indian. (…) Uważa się, że głównym dziedzictwem politycznym Alfaro jest wzmocnienie jedności narodowej, zabezpieczenie integralności granic Ekwadoru i zwiększona sekularyzacja kraju (Wikipedia). Aktualnie jest uważany za jednego z najwybitniejszych Ekwadorczyków w historii.
Jeżeli podejdziemy trochę wyżej, nad bazylikę, za niecały kilometr dotrzemy do Centro Civico Ciudad Alfaro. Na 5,4 hektara znajduje się m.in. Mauzoleum Pamięci Generała Eloya Alfaro Delgado, Muzeum Historyczne Wspomnienia Radykalnej Rewolucji Liberalnej i Biblioteka Archiwum Historycznego Rewolucji. Na miejscu można też zapoznać się z historią prowincji Manabi, poznać zwyczaje poszczególnych jej kantonów, a przy tym napić się dobrej kawy z widokiem na miasto. Prawdziwa gratka dla pasjonatów genius loci.
Wracając do początku naszej dzisiejszej wyprawy, skupmy się jeszcze na rękodziele, które z takim zapałem wybraliśmy się zakupić dla naszych przyjaciół z Polski. W Montecristi wybór jest naprawdę spory. To, do czego zachęcam, to zwrócenie szczególnej uwagi na wyroby z paja toquilla, ze swym znanym na całym świecie reprezentantem, kapeluszem, omylnie nazywanym panamskim. „Tradycyjne tkanie ekwadorskiego słomkowego kapelusza toquilla” znajduje się na liście UNESCO jako ekwadorskie dziedzictwo niematerialne. Paja toquilla to materiał wytwarzany z Carludovica palmat, rośliny przypominającej palmę bez pnia. Wiele rodzin z pokolenia na pokolenie przekazuje sobie tradycje, nie tylko uprawy tej rośliny, ale też jej obróbki, następnie tkania i sprzedaży. To sztandarowy symbol ekwadorskiej costy, a korzeni produkcji kapeluszy należy szukać właśnie w Montecristi. Obok kapeluszy z tej specjalnej słomy robi się też torebki, biżuterię, plecaki, pudełeczka, miseczki, podstawki… Sama kilka takich ręcznie wykonanych w Montecristi dzieł zakupiłam dla znajomych i to w bardzo atrakcyjnych cenach. Na samą „panamkę” trzeba się już trochę wykosztować. No ale właśnie… dlaczego kapelusz panamski, a nie ekwadorski? Początków międzynarodowej nazwy i sławy kapelusza należy szukać w czasach budowy Kanału Panamskiego. Wtedy też z Ekwadoru kapelusze te były masowo eksportowane na użytek pracowników budowlanych. Sam Theodore Roosevelt, kiedy doglądał prac prowadzonych nad kanałem, lubił się w sombrero z Ekwadoru przechadzać. Tradycyjne nazwy kapelusza to jipijapa, montecristi czy też po prostu toquilla.
Tyle na dziś. Montecristi w pigułce. Dodam tylko jeszcze, że stamtąd to już bardzo blisko nad ocean… Plaża, hamak i te sprawy. Bez kąpieli w Pacyfiku obejść się nie może.
Dominika Rusin