MAJ 2025 5(148)

W numerze:

O malowaniu ścian w kościele i nie tylko…

Parę słów na temat prac podejmowanych w naszej parafii na przykładzie malowania kościoła. Zacznijmy od tego, że cały obszar przykościelny jest w Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego objęty nadzorem konserwatorskim, a wszystkie budynki (kościół, probostwo, kaplica przedpogrzebowa, dom parafialny, dzwonnica) wpisane do gminnej ewidencji zabytków. Co to dla nas oznacza? Że na każdą podejmowaną pracę musimy uzyskać pozwolenie Miejskiego Konserwatora Zabytków w Rudzie Śląskiej, który może nie przyjąć i nie zaakceptować naszego programu prac. Co więcej, w przypadku naszych organów, które podlegają jeszcze surowszemu reżimowi nadzoru z racji wpisania na listę zabytków rejestrowych, takie pozwolenie musimy uzyskać od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Tak naprawdę mamy mały wachlarz możliwości prac nowatorskich, a w większości jesteśmy zmuszeni do dbałości o stan obecny. Po wykonaniu prac te są jeszcze odbierane przez właściwego urzędnika, czyli podlegają ocenie, czy realizacja została wykonana zgodnie z programem prac.

Zanim wystąpimy o pozwolenie, należy przygotować projekt. I to nie tylko samego malowania kościoła, ale ująć go w docelowej wizji wnętrza. Czyli przyjąć założenia poszczególnych elementów: kolorystyka musi się zgadzać z nowymi płytkami w prezbiterium oraz z tymi, które za niedługo położymy w nawie kościoła. Kolorystyka musi się zgadzać z położonymi na ścianach płytami spieku ceramicznego, będącego kontynuacją marmurów z tyłu kościoła. Więcej, kolorystyka musi uwzględniać mocne, barwne witraże oraz elementy drewniane w kościele na czele z organami. A punktem wyjścia było pozostawienie „mozaiki” na ścianach prezbiterium. Ta została wykonana bardzo dobrze na solidnym tynku. Zdecydowałem się je pozostawić, ponieważ tworzą w prezbiterium efekt „nie-płaskiej-ściany”. Oczywiście ściany są zawsze płaskie, ale w przypadku przemalowania je jednorodną barwą utraciłyby efekt „dziania się” i „migotania”. Z tego względu nie zostało też przemalowane deskowanie w prezbiterium, ponieważ stanowią one z kolorystyką ścian w tym miejscu jednorodną całość, a przemalowanie je kolorem sufitu nawy spowodowałoby niepotrzebny kontrast pomiędzy tym, co nowe, a tym, co stare. Zrealizowany projekt malowania był czwartym z kolei.

Kolejny ważny punkt to czas realizacji. Zapowiadałem malowanie kościoła rok wcześniej, ale pojawiły się inne prace konieczne, a w efekcie przesunięcie czasowe okazało się trafne ze względu na prace i kłucie w ścianach kościoła wynikłe chociażby z montażu nowego nagłośnienia.
I ostatnia sprawa, ale jakże kluczowa: finanse. Na każdą większą pracę organizujemy konkurs ofert. Ogłosiliśmy taki konkurs ponad rok temu, ale zgłoszone oferty przekraczały nasze możliwości finansowe i były jednocześnie wręcz kosmiczne. Wystarczy dodać, że najwyższa oferta (łącznie z korektą tynków) wynosiła 330 tysięcy złotych brutto, a my ostatecznie pomalowaliśmy kościół (bez korekty tynków) w cenie nieco ponad 60 tysięcy złotych brutto, w tym zawarte są użyte materiały, farby i wypożyczenie zwyżek. Zdecydowałem się nie „wygładzać tynków, ponieważ wnętrze kościoła to nie ściany kuchni w domu jednorodzinnym, gdzie nieraz robi się gładzie. Tynki w kościele mają wyglądać na prawdziwe, zrobione ręką ludzką, czyli jak to się mówi po angielsku: hand made.

I to jest odpowiedź na pytanie: Dlaczego farorz wcześniej nie pomalował raz-dwa kościoła?

ks. proboszcz Leszek Makówka

Menu