Z życia na wsi
Pozdrawiam z odległego kontynentu! Jest niedziela, 15 października, 30 stopni w cieniu. Wentylatory wystają z każdego kąta, upał daje się we znaki. Nadal jednak mamy porę suchą, do pory deszczowej brakuje około dwóch miesięcy. „Upał” jeszcze nadejdzie.
Piszę do was, kiedy panie przy stoliku obok grają w popołudniowe bingo. Na bingo bowiem nigdy nie jest za ciepło. W Ameryce Południowej bingo przebija wszystko. Przy odrobinie szczęścia można wygrać mydło, papier toaletowy, a nawet świnkę, krówkę czy lodówkę w przypadku bingo milionario. Chyba jedynie miłość do piłki nożnej może się z uwielbianym bingo równać.
Dzisiejsze rozgrywki zakończą się dosyć wcześnie. Gracze już za chwilę udadzą się do domu obok. Jest październik, miesiąc różańcowy. W Pueblo przez dwa miesiące w roku, maj i październik, różaniec odmawia się codziennie, ale nie w kościele, tylko w domach. Modlitwę prowadzą katechetki. Każda ma swoją „strefę”. Zaczyna się od domu leżącego najdalej i kończy się w swoim własnym. I tak, każdego dnia zainteresowani mieszkańcy spotykają się u kogoś innego, tam się modlą… i jedzą. Miłym zwyczajem gospodynie zawsze mają coś w zapasie. W najgorszym przypadku kawa i biszkopcik. Cokolwiek, ale przekąska, słona lub słodka, musi być.
Wczoraj w Pueblo różaniec odmawiano popołudniem, ale i późnym wieczorem. O godzinie 21 rozpoczęło się velorio. Nazwa wywodzi się od czasownika velar, które znaczy tyle, co „towarzyszenie w nocy zmarłemu”. W ubiegłą środę zmarł mąż pani Olgi. Zgodnie ze zwyczajem jego bliscy, ale też sąsiedzi i znajomi pierwszą noc po jego śmierci spędzili, trwając przy nim, modląc się, rozmawiając. Niektórzy towarzyszyli mu do samego świtu. W takich okolicznościach ciało zmarłego zawsze wystawione zostaje na widok. Każdy może zobaczyć je poprzez szklane przykrycie trumny. Trumnę stawia się w salonie, w domu. Uczestnicy, ze względu na liczebność, często nie mieszczą się w środku, stąd krzesła czy ławki ustawiane są także przed drzwiami wejściowymi, na ulicy.
Zważywszy na panujące tutaj upały, pogrzeb odbywa się zazwyczaj kolejnego dnia po śmierci. Kostnic nie ma, chyba że przy szpitalach. Po pogrzebie, przez 9 nocy z rzędu, chętni spotykają się wieczorami w domu zmarłego, odmawiają różaniec, śpiewają, i w ten sposób proszą Boga Ojca, by zabrał duszę swojego bliskiego do siebie. Velorio odprawia się też w każdą rocznicę śmierci zmarłego na podobnych zasadach. Zawsze w domu rodzinnym.
Zmieniając temat, dziś wybory, tutaj obowiązkowe. Ekwadorczycy wybierają nowego prezydenta republiki. W ten weekend todo el mundo viaja (cały świat podróżuje). Potwierdzenie udziału w wyborach w tym kraju jest równie ważne jak dowód osobisty, może nawet i ważniejsze. Szukasz pracy, zakładasz konto w banku, chcesz kredyt, kupujesz dom, załatwiasz sprawy urzędowe, ubiegasz się o wizę… o certificado de votación (certyfikat udziału w wyborach) pytają wszyscy. Nie masz – płacisz mandat. I to czasem całkiem spory.
Dla jednych wybory to uciążliwy obowiązek, dla innych szansa na rodzinne spotkanie. Tego roku kolejna okazja nadejdzie już niebawem. Fieles, a dokładnie Fieles Difuntos, przypada 1-2 listopada. W te dni i my, w Polsce, modlimy się za swoich bliskich zmarłych.
Na kilka dni przed świętami Ekwadorczycy zaczynają odświeżać groby swoich bliskich zmarłych. W tym czasie w pobliżu cmentarzy zawsze kręcą się młodzi ludzie z puszkami białej farby. W zależności od wielkości nagrobka, od części, która ma być pomalowana, czy tylko płyta nagrobna lub cała bóveda (nagrobek), płaci się mniej więcej od 3 do 10 dolarów. Nagrobki maluje się jedynie na kolor biały, czasem, kiedy malarz jest w stanie wykonać napis na nagrobku, umieszcza się również imiona i nazwiska zmarłego – 10 centów za literkę.
1 listopada, we Wszystkich Świętych, ulica, która prowadzi do cmentarza, wypełni się stoiskami z jedzeniem, bibelotami. Sklepikarze będą oferować także świece. Tych w te dni zabraknąć nie może. Przez Pueblo w tym czasie przewinie się spore grono osób, tj. potencjalnych kupców. 2 listopada msza odbędzie się jak zawsze, wieczorem, na cmentarzu. Podczas Eucharystii párroco (proboszcz) wymieni wszystkich zmarłych zgłoszonych wcześniej przez bliskich. Możemy to porównać do wypełnianych przez nas zalecek. Po mszy, jak to na Ekwador przystało, chętni ruszą na tańce. Bailes odbędą się na boisku, po drugiej stronie rzeki. Tańce, śpiewy i hulańce. Zobaczymy, ilu chętnych się na tę okazję skusi…
I tak to już tutaj jest, sacrum miesza się z profanum. Świadomość obrządków już nie ta co kiedyś. Bo kiedyś było inaczej, co też potwierdzają starsi mieszkańcy miasteczka. Nikomu tańców w Zaduszki nie śniło się urządzać. No ale cóż. Zmiany, zmiany, zmiany… następują, nieodzownie, jedne wolniej, inne szybciej, w Ekwadorze, jak wszędzie, jak też i przecież w naszej, ciut chłodniejszej Polsce.
Na koniec jeszcze raz pozdrawiam serdecznie. Ślę do was gorące słońce! A nuż może choć kilka promieni więcej dotrze pod wskazany adres 😉
Dominika