Kefas – historia miłością pisana
Szymon Piotr, pierwszy z apostołów. Człowiek pełen pasji i oddania, człowiek zaangażowany, ale też upadający i wątpiący. Ewangelie rysują przed nami postać człowieka, nie świętego. Mówią nam o spotkaniu, przywiązaniu, o relacji, o olbrzymiej łasce i wzajemnej miłości. Dalej mówią też o wyparciu się, upadku, jak i o wewnętrznym rozdarciu. Jezus, Bóg, powołał rybaka z Galilei, aby ten pasł Jego baranki. Nim jednak ostatecznie to uczynił, dał się mu poznać, jadł z nim przy jednym stole, mieszkał pod jednym dachem, przez trzy lata wspólnie przemierzali kilometry ziemi Izraela. To był proces. Do głębokiej relacji potrzeba bowiem przyjaźni, a ta rodzi się latami. Na kilka dni przed wspomnieniem Świętych Piotra i Pawła (29 czerwca) chciałabym na chwilę pochylić się nad historią pierwszego z apostołów, spojrzeć na pewne wydarzenia związane z jego przemianą, wydarzenia sprzed słów, które były ostatecznym tak na drodze stawania się Kefasem: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham.
Szymon Piotr pochodził z Betsaidy, położonej na wschodnim brzegu Jeziora Galilejskiego. Był Żydem, synem Jana. Tak jak każdy Żyd czekał na zapowiadanego przez proroków Mesjasza, który miał wyzwolić Izraela spod okupacji. Przynieść chwałę. W czasach Szymona Piotra Galilea uważana była za „ciemnogród” intelektualny i duchowy w porównaniu z Judeą. Rejon ten był silnie hellenizowany, kultura żydowska mieszała się z grecko-rzymską. Także imiona Szymon i Andrzej są imionami greckimi. Niewykluczone, że Piotr mówił dobrze po grecku. W czasach gdy poznał Jezusa, był już żonaty i mieszkał w Kafarnaum, położonym na północnym brzegu jeziora. Trudnił się rybołówstwem. Pracował na własną rękę, wraz z synami Zebedeusza. Znał się na swoim fachu. Rybacy w tamtych czasach mieli się całkiem dobrze, jako swego rodzaju klasa średnia nie przymierali głodem. Kiedy pierwszy raz usłyszał Pójdź za mną, mógł być po trzydziestce, człowiek z doświadczeniem, poukładanym życiem, pomysłem na siebie. Kochał piękną Galileę, tam wzrastał, dojrzewał, realizował się, był człowiekiem „na swoim miejscu”.
W Ewangelii Jana czytamy, iż pierwsze spotkanie Jezusa z Szymonem Piotrem odbyło się w Judei za pośrednictwem Andrzeja, jego brata, który był uczniem Jana Chrzciciela. To on zaprowadził przyszłego Kefasa do Baranka Bożego. Znaleźliśmy Mesjasza – oznajmił bratu i dosłownie przyprowadził go do Jezusa, a ten, spojrzawszy na niego, oznajmił mu: Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas. W tym momencie, bez większej inicjatywy Szymona Piotra, rozpoczęła się jego droga z Mistrzem. Po tych wydarzeniach, jak napisał Jan, Jezus postanowił udać się do Galilei. Marek Ewangelista mówi nam, że po uwięzieniu Jana Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Przytacza historię uzdrowienia teściowej Szymona Piotra, która leżała w gorączce. Do jego domu w Kafarnaum, jak pisze, Jezus wraz z Jakubem i Janem udał się zaraz po wyjściu z synagogi. Tego dnia, z nastaniem wieczora, do domu Szymona Piotra przynoszono wielu chorych i opętanych, a Jezus ich uzdrawiał. Szymon Piotr widział, co się działo, widział cuda. Widział jak zwykły, a zarazem niezwykły jest Jezus. Ten Jezus, który jadł z nim przy jednym stole. Fascynował go. Co więcej, mógł poczuć się uczestnikiem rosnącej Jego „sławy”. Jego dom stawał się sławny. I nagle o świcie usłyszał od swego Mistrza: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości… Jezus jak postanowił, tak też zrobił. Co na to Szymon Piotr? Czy już wtedy był przygotowany na taki obrót sprawy?
Moment powołania Szymona Piotra każdy z ewangelistów opisuje w inny sposób. Najbardziej obrazowy opis znajdujemy u św. Łukasza. Piotr już zna Jezusa, który gości w jego domu. Pewnego poranka Jezus naucza nad jeziorem. Tłumy napierają. Widzi łodzie i rybaków płuczących swe sieci. Wchodzi do łodzi Szymona Piotra i prosi go, by ten trochę odbił od brzegu. Rybak spełnia prośbę. Przed chwilą jeszcze pracował, dobił do brzegu po ciężkiej nocy i kto wie, może myślał tylko o tym, by się położyć. Jest jednak teraz w łodzi z Jezusem. Po chwili słyszy, by wypłynąć i zarzucić sieci. Zmęczony próbuje tłumaczyć, zapobiec temu wariactwu: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili, ostatecznie zgadza się – Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Podkreśla jednak: to nie mój, a Twój pomysł! Wiemy, jak kończy się ten połów, mnóstwem ryb. Po nim zaś Szymon Piotr przypada do kolan Jezusowi i wyznaje, że jest człowiekiem grzesznym. Prosi, by Jezus odszedł. Szymon widzi, że jest słaby, truchleje przed tym cudem. Przyznaje się do swojej biedy i to w tym momencie słyszy: Nie bój się. Odtąd ludzi będziesz łowił. Podejmuje decyzję. Razem z towarzyszami dobijają do brzegu i idą za Nim.
W trzecim rozdziale Ewangelii Marka rysuje się przed nami już inna historia, już nie powołania, a wybrania. Jezus wybiera dwunastu spośród tych, których powołał. Wychodzi na górę i przywołuje ich kolejno do siebie. Zaczyna od Szymona, któremu nadaje imię Piotr, po nim zaś jedenastu innych. Tych, których „chce”. To oni będą Mu towarzyszyli, ich będzie wysyłał na głoszenie nauki, da im władzę, by mogli wypędzać złe duchy. To oni staną się najbliższymi braćmi Piotra, a on będzie ich umacniał. Dla Piotra na tej górze zaczyna się długa droga formacji.
Lata spędzone z Jezusem, rozmowy, wyprawy, nauki, łaska, jaką Pan obdarzył Piotra, przemieniają go. Widzi cuda. Cały czas jednak objawia się jego niespokojna natura. Widzi, jak Pan rozmnaża chleb, po czym zaraz z innymi martwi się o to, co będą jedli. Idzie do Jezusa po wodzie, jednak na skutek fal przejmuje go strach, zaczyna tonąć. Piotr widzi i wierzy, ale nadal nie do końca. Jeszcze nie wierzy w to, że on choć sam z siebie słaby, z Jezusem może pokonać wszelkie przeciwności. Pod wpływem Ducha mówi jednak do Jezusa: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego.
I w zamian słyszy: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą… Tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Kluczem jest Jezus, tak długo jak będzie przy nim, będzie skałą. Bez niego zacznie tonąć.
Piotr z Jezusem zgadza się zawsze do momentu gdy zachowanie Mistrza nie burzy jego własnego wyobrażenia o tym, jak powinno być. Gdy sprawy przybierają niewygodny obrót, zaczyna się jego wewnętrzny bunt. Jest nawet w stanie upomnieć Jezusa, gdy ten zaczyna opowiadać o tym, jaką śmiercią przyjdzie Mu umrzeć. Jak on, Szymon Piotr, tak słaby, ma być skałą, skoro jego Pan, Mistrz jest tak kruchy? Nie mieści mu się to w głowie. Nie chce tego, nie chce takiego Mesjasza. Słyszy tylko o śmierci, męczeństwie, zmartwychwstania nie rozumie. Nadal jednak kocha Jezusa. Tam, już w Jerozolimie, kiedy Jezusa prowadzono przed arcykapłana, Piotr idzie za swym Mistrzem, z daleka, ale idzie. Wcześniejsze mycie nóg w wieczerniku, zapowiedź zdrady, krwawa modlitwa Jezusa w Ogrójcu. On się na to wszystko nie godził. Kiedy ostatecznie zostaje rozpoznany na dziedzińcu i mówi: Nie znam Go, nie jestem tym, za kogo mnie macie, nie wiem, co mówicie; ma rację. On tak naprawdę Jezusa nie zna, kocha, ale nie zna.
Po trzech latach razem nadal Go nie rozumie. Kogut pieje. Jezus w tym momencie odwraca się i patrzy na niego jak wtedy, po raz pierwszy w Betanii. Przenika go wzrokiem i ten wzrok go ratuje. Piotr wychodzi i gorzko płacze. Pierwszy raz na łamach Ewangelii Piotr płacze, czuje ból i żal. Co jeszcze czuje? Co działo się z nim tej nocy? Gdzie był podczas ukrzyżowania? Może patrzył z innymi uczniami z daleka. Tego nie wiemy. Nadchodzi dzień zmartwychwstania, jak czytamy u Jana, Piotr biegnie do grobu po tym, jak od niewiast usłyszał, że grób jest pusty. Biegnie też i drugi uczeń, „którego Jezus miłował”. Piotr widzi na własne oczy. Jego Pana nie ma tam, gdzie Go złożono. W Jerozolimie Jezus objawia się apostołom dwukrotnie, pomimo zamkniętych drzwi. Potem jest Galilea. Jak pisze ewangelista Jan, uczniowie na Niego czekają, jest ich siedmiu. Z czasem Skała zbierze wszystkich wokół Jezusa na nowo. Jak długo czekają, nie wiadomo. Piotr decyduje się na połów ryb, reszta idzie za nim. Połów jest jednak bezowocny. Z nastaniem świtu widzą Go z łodzi, widzą Pana, choć jeszcze Go nie poznają. A on pyta: Dzieci, czy macie co na posiłek? I tych kilku dorosłych mężczyzn odpowiada, że nie. I znowu, tak jak na początku ich drogi, na Jego słowo zarzucają sieci. I znowu mnóstwo ryb. Uczeń, „którego Jezus miłował”, rozpoznaje już swego Pana i mówi o tym Piotrowi, a ten odziewa się, wskakuje do wody i płynie do brzegu. Nie chce czekać. Tam trzykrotnie wyznaje miłość Jezusowi, swemu Bogu, przyjacielowi. Tam pieczętuje swój los. I tam trzykrotnie słyszy: Paś owce moje. Ta sama Galilea, to samo jezioro, jednak Piotr już jest inny. Już nie Szymon, a Kefas. Po raz kolejny słyszy: Pójdź za mną i idzie. Idzie za Jezusem do końca.
Dominika Rusin